Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/706

Ta strona została uwierzytelniona.

pod tym wielkim znakiem krzyża, który opłynął wszystkich i wszystko. Jakby bożem tchnieniem poruszone, zakołysały się drobne fale bladych ludzkich twarzy, tworzących ocean, życiem wezbrany. Szmer uwielbienia buchającemi prądami wzbił się od dołu aż ku górze; wszystkie usta otwarły się, by głosić chwałę Pana nad Pany, a święta monstrancya, w której odbijało się zachodzące słońce, ukazała się w postaci słońca drugiego, szczerozłotego słońca, kreślącego znak krzyża płomiennemi smugami, rozchodzącemi się od nieskończoności w nieskończoność.
Teraz chorągwie, niesione przez delegatów, duchowieństwo, ksiądz Judaine pod baldachimem, szli zwolna do wnętrza bazyliki. Marya szła wraz z nimi, ciągnąc wózek za sobą, lecz gdy miała przestępować próg kościelny, zatrzymały ją dwie panie, płacząc i całując ją równocześnie. Była to pani de Jonquière, wraz z córką swą, Rajmundą. Chciały być obecne przy udzieleniu błogosławieństwa, a przybywszy tutaj, dowiedziały się o cudzie, jakiego dostąpiła Marya.
— Ach, dziecko moje kochane! — powtarzała pani de Jonquière — jakże jestem szczęśliwa twojem szczęściem i jakże jestem przytem dumna, iż mam ciebie w mojej sali! Nie potrafię ci wypowiedzieć, jak wszystkie jesteśmy rade i wzruszone tem, że ciebie N. Panna upodobała sobie i na ciebie zlała szczodrobliwą swoją łaskę!