Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/714

Ta strona została uwierzytelniona.

ścianach izby, najwstrętniejsze barłogi a z nich unoszą się marzenia tych, których ciało przekroczyło progi bazyliki, jaśniejącej w Lourdes na szczycie wybranej skały; ci dawni pątnicy żyją wywoływaniem wspomnień o widzianych dziwach i bogactwach nadzwyczajnych; wierzą, iż podobnemi skarbami uposaży ich życie pozagrobowe, dające nagrodę za krzywdy na ziemi doznane.
Piotr patrzał na bogactwa nagromadzone w Bazylice, lecz ani ich podziwiał, ani doznawał jakiegokolwiek bądź pocieszenia. Chmara czarnych myśli wrzała w nim burzą straszliwą, wzmagającą się co chwila, wyjąc w żywiołowej walce uczuć z rozsądkiem. Odkąd Marya powstawała z niemocy, przykuwającej ją do wózka, który zwała swoją trumną, odkąd rozległ się jej głos obwieszczający nagłe uzdrowienie, odkąd widział ją chodzącą, silną i zakwitającą niewieścią pięknością, Piotr poczuł rozpacz, zbudzoną w swem sercu. A wszakże kochał ją braterską miłością i doznał niezmiernego szczęścia, widząc, iż przestała cierpieć. Dlaczegóż teraz konał z rozpaczy, patrząc na jej szczęście?... Klęczała i modliła się z rozrzewnieniem, dziękując za doznaną łaskę; promienną była radością pomimo łez spływających po twarzy, piękną była naraz odzyskaną dawną urodą a serce Piotra krwawiło się męką, ilekroć oczy jego padły na ukochaną jej postać. Chciał wszakże pozostać, lecz oczy od