kłamać zawsze, nie chcąc burzyć piękności i czystości jej złudzeń.
Piotr opanowywał się zwolna i przysiągł sobie, iż zdobędzie się na siłę udawania spokoju i radości z odzyskanej wiary. Wymógł na sobie wielką tę ofiarę, pragnąc, by Marya mogła być zupełnie szczęśliwą, niczego nieżałującą, niewątpiącą, ufną w słodycz boskiego miłosierdaia i ufną zarazem, iż N. Panna pobłogosławić zechciała duchowy ich związek, mistyczne ich małżeństwo. Cóż to szkodzi, iż on cierpieć będzie katusze?... Może zczasem ból się ukoi... W obecnej chwili myśl o zupełności szczęścia Maryi, była mu pocieszeniem, a pewność, iż znaczna część tego dobra spływa na nią z uczynionej przez niego ofiary, pokrzepiła go orzeźwiającą radością.
Piotr leżał wciąż na kamiennej posadzce krypty, wyczekując chwili uspokojenia się trawiącej go gorączki. Nie myślał i nie istniał, pogrążony w nicości, następującej zwykle po zbyt gwałtownych wzburzeniach. Wtem zdało mu się, iż słyszy zbliżające się ludzkie kroki, więc powstawszy z trudnością, udawał, iż czyta napisy wyryte na marmurowych wotywnych płytach pokrywających ściany. Zawiódł go słuch, nikt bowiem nie nadchodził; czytał wszakże dalej, zrazu machinalnie, szukając sposobu rozerwania prądu swych myśli, powoli zaś dał się unieść nowemu wrażeniu i wzruszeniu.
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/723
Ta strona została uwierzytelniona.