Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/727

Ta strona została uwierzytelniona.

czarnię i goniącą za obłędem dającym uspokojenie, za znieczuleniem bólu, wynikającego z rzeczywistości życia. Zdawało się Piotrowi, iż słyszy dziesiątki tysięcy pielgrzymów, modlących się głośno przed grotą, płomienne ich błagania unosiły się w górę aż ku słońcu, chcąc kadzidłem swych hymnów przezwyciężyć oporność miłosierdzia bożego. Roznamiętnieni całodzienną modlitwą przed grotą, pątnicy spędzali noce w nowej formie ekstazy religijnej; w ciszy i zamknięci w sobie, tłumem zalegali kościół św. Różańca i słuchając mszy bezustannych, przystępując do Stołu pańskiego, wpadali w zachwyt widzeń; żar duszy unosił się płomieniem, odrywając ich od ziemskiej katuszy.
Pełnią głosów słane ku niebu modły przed grotą, nieustające uwielbienie wiernych w kościele św. Różańca, utrwalały się w krypcie, ryte na marmurowych tablicach. W kamień ujęte słowa okrzyków rozpaczy, długiemi wiekami słać będą w niebo swą skargę żałosną; mury krypty zdają się modlić i błagać litości, jakby wzruszenie nad ludzką niedolą kamienie opanować zdołało, dreszcz współczucia nawet opokę poruszył i przeniknął! Wszakże ułudą wierzeń bezprzytomni pątnicy ślą swe modły wyżej i coraz jeszcze wyżej; opanowali górę i tłumnie zbici na jej szczycie, zalegają mury wyniosłej bazyliki, jarzącej się od świateł, brzmiącej pieniami wiernych, których potężne tchnienie jednoczy się