miast zwiększeniu się drażliwości nerwowej, tak iż nareszcie owładniętą została wszechwładnie strachem, jakiego doznała w chwili wypadku a uwaga jej cała została skierowaną i przykutą do miejscowego cierpienia, jakie nie przestawało jej dokuczać, wzmagając się coraz w swej sile, unieruchomiając ją wreszcie swem trwaniem bezustannem i ciągle przez nią śledzonem. Wyrwać ją z tego osłupienia mogło tylko wielkie i gromem spadające wrażenie.
Lekarz Beauclair mówił jeszcze o sposobach specyalnego odżywiania organizmu chorej, lecz sam twierdził, że nie śmie nic orzec wyraźnego i stanowczego w tym kierunku, albowiem nie zna on jeszcze tej kwestyi dość jasno i szczegółowo.
Jakże dziwnym wydał się Piotrowi sąd, wydany przez lekarza Beauclair o stanie Maryi Jak można było przypuszczać, iż ulega ona tylko złudzeniu, cierpiąc swe męczarnie! Myśl podobna, wydała się Piotrowi wprost paradoksalną. Jakże bowiem pogodzić fakt, iż organizm wrócił do stanu normalnego, wobec zniedołężnienia, bezwładności, przykuwającej chorą do mizernego jej barłogu. Nie zatrzymując się więc zbytecznie na wypowiadanych zdaniach przez lekarza Beauclair, Piotr ucieszył się jedynie szczęśliwą zgodą trzech lekarzy, wysyłających Maryę jednogłośnie do groty w Lourdes. Zaczął przypuszczać, iż znajdzie tam ona zapowiedziane przez nich uleczenie
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/73
Ta strona została uwierzytelniona.