z nadmiaru cierpień i łez ludzkich, oraz z niewygaszonej żądzy wiecznej nadziei. Jeżeli marzenie, powstałe w głowie schorzałego dziecka okazało się dość silnem, by pociągnąć tłumy, poruszyć narody, spuścić złoty deszcz milionów i zbudować miasto o wspaniałych świątyniach i pałacach, dzięki temu, iż marzenie Bernadetty zaspakajało chociaż odrobinę głodu, dokuczającego ludzkości, głodu tak potwornego w swych objawach, iż bezprzytomni jego katuszą ludzie, pragną chociażby ceną omamień pozyskać ułudę pocieszenia. Tak pod względem historycznym jak społecznym, właściwą okazała się chwila, w której Bernadetta uchyliła tajemnicą swoich wizyj, z wiarą klękała przed owem nieznanem a szczerość jej pociągnęła tłumnie cierpiących i szczęśliwości złaknionych. Ach! znaleźć pocieszenie w tajemniczem, nieznanem, uwierzyć w cuda wobec okrucieństwa natury, czyż nie jest odrobiną szczęśliwości?... Jakiekolwiek jednak powstały pojęcia o tem nieznanem, jakiekolwiek potworzono o niem dogmaty wszystko to wytworzyło cierpienie, bunt życia pragnącego otrzymać i na zawsze posiąść zdrowie, radość, szczęście rozmiłowanej w ludzkości; zwątpiwszy w możność urzeczywistnienia tych pragnień na ziemi, przeniesiono je w dal pozagrobowego istnienia. Lecz niewszystkim wystarczają dogmaty a dla takich pozostaje cierpienie i miłość...
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/748
Ta strona została uwierzytelniona.