Widział się już celebrującym przed głównym ołtarzem, po odbytem nabożeństwie wiodącym niezliczone tłumy pątników procesyonalnie ku grocie, aby rozkaz, wydany przez usta Matki Boskiej, spełnionym został z całą ścisłością. Z natury swej żądnym był władzy i znaczenia; jako pasterz chciał przewodzić tłumom, pragnął wznosić wspaniałe świątynie; budowa parafialnego kościoła w Lourdes pochłonęła go całkowicie, przynaglał roboty rozpoczęte, pchał naprzód swoje dzieło, nie bacząc, iż brnie w coraz większe długi; pozwalał kraść przedsiębiorcom, byle całe zastępy robotników wznosiły się coraz wyżej na rusztowaniach. Kościelne mury rosły, potężniały a on w umyśle swoim widział już gmach ukończony i białością swych wieżyc połyskujący przy świetle wschodzącego słońca.
Patrząc na to spełniane zadanie, zyskiwał energię do walki, czuł bowiem, iż coraz zawziętsze spiski knują się przeciwko niemu. Marzył wciąż o dniu radosnym, kiedy pośród wielkiego placu ujrzy mury kościoła, wznoszące się w imponujących swych rozmiarach. Wybrał styl romański; długość kościelnej nawy miała dziewiędziesiąt metrów, strzała zaś, kończąca wieżę wznosiła się do stu czterdziestu metrów wysokości. Błyszczała w świetle słonecznem, wieńcząc gmach potężny, nareszcie z rusztowań oswobodzony i biały świeżością olbrzymich kamieni co składały jego mury. Myśl proboszcza be-
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/751
Ta strona została uwierzytelniona.