Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/755

Ta strona została uwierzytelniona.

czącego się pomiędzy ulicami Saint Pierre, de Bagnères, Langelle i des Jardins.
— Przejdziemy tędy na lewo — rzekł doktór, idąc przodem wzdłuż wązkiego korytarza, pozostawionego pomiędzy zwaliskami.
Nagle ukazała się ruina niedokończonego parafialnego kościoła. Poprzedzona brzydotą walących się nędznych domostw przedmieścia, tem silniejsze wywierała wrażenie.
Potężny szkielet kościoła stał w całej grozie swej nędzy i opuszczenia. Mury doprowadzone były równo, aż do początku sklepienia. Wchodziło się tu jak do rzeczywistego kościoła, można było bocznemi nawami obejść wokoło, rozpoznając przeznaczenie każdej części murów. Podniósłszy głowę, widziało się niebo, zamiast sklepienia, brakowało bowiem dachu. Deszcz padał wewnątrz kościoła swobodnie a wiatr mógł wyć i szumieć pomiędzy filarami. Od lat piętnastu zaniechano robót i wszystko pozostało nietknięte w tym stanie, jak w dniu gdy mularze ukończyli wznoszenie murów. Pierwszą rzeczą rzucającą się w oczy, były owe pyszne filary, wykute z jednolitych skał pirenejskich; chciano uszanować ich piękność w czasie wykonywania robót murarskich, przysłonięto je zatem deskami chroniącemu je od uszkodzenia. Podstawy i kapitele kolumn były jeszcze nieobrobione, czekały dłuta rzeźbiarza, mającego im nadać kształty właściwe. Wysokie te kolumny, osłonięte gnijącem drze-