pan Vigneron wpadł do sypialni pani Chaise i otworzył co prędzej okiennicę i okno, by wpuścić trochę powietrza i światła.
— Nie uwierzysz, księże Piotrze, jak się przeraziłem! Biedna ciotka siedziała na łóżku prawie nieprzytomna, twarz miała obrzękłą i fioletową, usta szeroko rozwarte, chwytała niemi powietrze, lecz pomimo wysiłków, nie mogła odetchnąć, a ręce jej kurczowo zaciśnięte, szarpały pościel... Pan wie, że cierpi na chorobę serca... Chodź prędzej, kochany księże, śpiesz się.. bo ona tam kona...
Piotr w pośpiechu nie mógł znaleźć ani spodni, ani sutanny.
— Dobrze, dobrze... zaraz z panem idę... Ale nie mogę jej udzielić sakramentów... nie jestem w posiadaniu rzeczy potrzebnych.
Pan Vigneron pomagał mu ubierać się i przysiadł na ziemi, szukając pantofli.
— To nic nie szkodzi... w każdym razie sam widok księdza będzie dla niej pocieszeniem... skon będzie miała lżejszy, jeżeli już Bóg chce nas zasmucić jej śmiercią. Ale oto są pantofle... kładź je pan coprędzej i chodźmy do niej...
Mówiąc to, pan Vigneron wybiegł pędem z pokoju Piotra i wpadł do swego mieszkania, pozostawiając wszystkie drzwi otworem. Piotr podążył za nim i nawet nie zauważył małego Gustawka, który sypiał w pierwszym pokoju na kanapie; chłopiec, rozbudzony wynikłą bieganiną i za-
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/772
Ta strona została uwierzytelniona.