trzał na zmarłą spokojnie i z zaciekawieniem. Nie kochał swojej ciotki i przypisywał jej liczne swoje zmartwienia. Rozmyślał często nad swoim względem ciotki stosunkiem i snuły mu się po głowie myśli, niejasno zformułowane lecz bolesne, przygnębiające; skutkiem choroby, zaostrzającej w nim wrażliwość, Gustaw czuł jak człowiek dorosły; wiedział zaś, iż jest dzieckiem i że dzieci nie powinny wiedzieć mnóstwa rzeczy a zwłaszcza tajemnic, chętnie skrywanych przed niemi przez osoby starsze.
Ojciec, nie spuszczając go z rąk, usiadł z nim na boku, podczas gdy matka, zamknąwszy okno, zapalała świeczniki stojące na kominku.
Czując potrzebę mówienia, pan Vigneron szeptał do syna:
— Czy ty wiesz, mój synku, że śmierć twojej ciotki jest niepowetowaną i okrutną dla nas stratą?... Cała przyjemność naszej podróży poszła w niwecz... Bo wiesz, że dziś po południu wyjeżdżamy... A Panna Najświętsza, która właśnie dotychczas taka była na nas łaskawa...
Zaciął się na chwilę pan Vigneron, spotkał bowiem spojrzenie Gustawa, pełne najgłębszego smutku i wymówki; zwrócił więc inaczej dalszy ciąg swych słów.
— Tak, wiem coś pomyślał... Ty nie jesteś jeszcze zupełnie uleczony... Lecz nigdy nie należy wątpić o łasce i dobroci N. Panny. Ona nas miłuje, Ona nas wyróżnia i darzy ze szcze-
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/778
Ta strona została uwierzytelniona.