ko miną, zwłaszcza teraz, gdy mój naczelnik ustąpił mi miejsca na dobre... Ale potem za to, och potem... postanawiam nietylko wypocząć, lecz użyć trochę życia... Ponieważ te pieniądze już nam dostały się w ręce, kupię pałac i grunta Billottes, zawsze marzyłem, aby stać się panem tej posiadłości. Możesz być spokojna, że tam się nie znudzę... będę miał konie, psy i kwiaty w pysznym pałacowym ogrodzie!
Gustawek siedział jeszcze wciąż na kolanach ojca; trząsł się cały a zadarta przypadkowo koszula, odsłaniała nędzne jego ciało, chude i nieprawidłowo zanikające miejscami. Umierające to dziecko podobniejsze było do potwornego owadu, aniżeli do piętnastoletniego chłopca. Odczuwał on w tej chwili, iż ojciec jego cały zapędzony w myślach o przyszłej posiadłości i dostatkach, zapomniał, że go trzyma na kolanach. Uśmiechnął się tym częstym swoim zagadkowym uśmiechem i z bolesną melancholią, połączoną z pewną złośliwością, spytał:
— Ojcze! a ja? Ty o mnie nie mówisz co będę wtedy robił?...
Słowa Gustawa zbudziły nagle rozmarzonego projektami pana Vigneron. Zrazu nie wiedział co odrzec, może nawet nie zaraz zrozumiał.
— Ty, mój synku?... ty będziesz z nami.
Lecz Gustaw, patrząc na ojca badawczo, głęboko, zawsze z tym bolesnym swoim uśmiechem,
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/780
Ta strona została uwierzytelniona.