Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/785

Ta strona została uwierzytelniona.

Wtem spostrzegła drzwi otwarte do pokoju Piotra i ogarnięta gorączkowem wzburzeniem, z twarzą płonącą, pierwsza przestąpiła próg. On wszedł za nią, lecz gdy drzwi pozostawił otwarte, ona skinęła na niego, by je zamknął; zapragnęła bowiem gwałtownie, wyspowiadać się przed nim ze swej tajemnicy...
— Księże Piotrze, nie potępiaj mnie, błagam cię, nie sądź mnie zbyt surowo!
Wyrazem twarzy Piotr starał się ją zapewnić, iż nie dozwala sobie na wydawanie żadnego o niej wyroku.
— Owszem, owszem, musisz źle o mnie sądzić szanowny księże... wszak wiesz cały rozmiar mojego nieszczęścia... W Paryżu spotkałeś mnie w kościele św. Trójcy, gdy rozmawiałam z pewną osobą. A temi dniami wszak musiałeś mnie poznać, gdy wychyliłam się przez okno. O najniezawodniej domyślałeś się, że z tą osobą mieszkam tutaj w sąsiednim zaraz pokoju... Ach, księże Piotrze, żebyś mógł wiedzieć wszystko, może byś nieco zechciał uwzględnić...
Usta jego drżały i łzy nabiegały do oczu. Patrzał na nią i nie mógł się wydziwić, jak dalece stała się odmienną, jak niezwykle była piękną. Ta kobieta zawsze czarno ubrana, skromna i żadnem niezdobiąca się świecidełkiem, unikająca spojrzenia i skazująca się na rolę cichej i w sobie zamkniętej istoty, była teraz uosobieniem miłości i żądzy cielesnej. Na pierwszy rzut oka