nie wydawała się ładną, płeć miała zbyt ciemną, postać chudą, rysy zmęczone, usta za wielkie, nos długi; a jednak teraz tchnął od niej czar i wdzięk niezrównany, siła pociągająca i zwycięzka. Oczy zwłaszcza, wielkie i piękne jej oczy, których płomień kryła zazwyczaj opuszczając powieki lub nadając im wyraz obojętności, gorzały teraz jak pochodnie. Jakże wspaniale płonąć one musiały w chwilach pieszczoty. Piotr zrozumiał, iż mogła ona wzniecać namiętne uczucie, była godną, by umierano z miłości, pożądając jej uścisku.
— Ach żebyś wiedział, księże Piotrze, jak dalece jestem nieszczęśliwa! ile cierpień muszę znosić w mojem życiu! Może się czegoś domyślasz w tym względzie, bo znasz mojego męża i znasz jego matkę. Bywasz u nas rzadko, lecz niepodobna, byś nie zauważył ohydy moich stosunków domowych, jakkolwiek mam minę zadowoloną i cierpię spokojnie, zamknięta w milczeniu i usuwając się jak najdalej od wszelkiego pierwszeństwa... Żyję tak od lat dziesięciu, lecz dłużej nie mogłam już zrzekać się miłości, zrzekać się szczęścia kochania i być kochaną!
Opowiedziała bolesne dzieje swojego życia. Wydano ją za mąż z pozoru świetnie, bo za człowieka bardzo bogatego; był on wszakże potwornie brzydki pod względem fizycznym i wstrętnym pod względem moralnym. Mieszkała z nimi stale jego matka, odgrywająca względem swej synowej
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/786
Ta strona została uwierzytelniona.