Wielu chorych pozostało w wagonie, nie mogąc się ruszyć skutkiem osłabienia. La Grivotte dusiła się od kaszlu i była w malignie; pani de Jonquière zmuszoną się widziała pozostać przy niej, chociaż obiecała swej córce, Rajmundzie, i jadącym z nią paniom Volmar i Desagneaux, że jeść będzie z niemi śniadanie w bufecie na dworcu. Lecz jakże miała teraz zostawić samą tę biedną dziewczynę, leżącą bez przytomności na twardej ławce i może blizką skonania?
Pan Sabathier też siedział przykuty do swego miejsca, oczekując powrotu żony, która poszła kupić winogron dla niego. Marta nie opuściła brata, wciąż jęczącego cicho lecz żałośnie.
Wszyscy inni, mogący się utrzymać na nogach lub też mniej potrzebni swym chorym, pośpieszyli wydostać się na zewnątrz bólem ziejącego wagonu, by uciec odeń chociaż na chwilę i wyprostować zdrętwiałe członki po siedmiogodzinnej bezustannej podróży.
Pani Maze pośpiesznie podążyła w ustronniejszy kąt po za dworzec kolejowy, by w ciszy zagłębić się w swoją melancholię. Zidyociała z bólu pani Vêtu zmogła się wysiąść i postąpiwszy kilka kroków, osunęła się na ławkę stojącą na słońcu, lecz palących jego promieni nawet nie czuła. Eliza Rouquet, przysłoniwszy czarną chustką rany swej twarzy, szukała studni, spragniona wody. Pani Vincent, nie spuszczając
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.