rozpłakał się jak dziecko. Zakrył twarz rękoma, jakby chciał ukryć swe wzruszenie, lecz gęste łzy przeciekały mu przez palce.
— Dosyć już, dosyć tych wzruszeń, zawołała wesoło siostra Hyacynta. Ale niech pan nie myśli, żeśmy przyszły tylko dla niego. Wszak pan de Guersaint jest u siebie?...
— Marya zawtórowała prawie jednocześnie z wielką tkliwością:
— Toż będzie kontent mój kochany ojciec!
Piotr musiał je teraz powiadomić, iż pan de Guersaint nie wrócił dotąd z wycieczki. Pomimo, iż starał się mówić spokojnie, tłómacząc różnemi przyczynami to opóźnienie ojca Maryi, czuł, iż nie panuje dostatecznie nad wzrastającym własnym niepokojem. Marya nie zważała na to i śmiejąc się zapewniała, że nigdy jeszcze się nie zdarzyło, by ojciec wrócił na czas oznaczony. Pragnęła wszakże ujrzeć go co najrychlej, pilno jej było, by ją zobaczył chodzącą, zdrową, zmrtwychpowstałą i kwitnącą młodością.
Siostra Hyacynta wyszła na balkon a po chwili wróciła wołając:
— Otóż i on... Jest na dole, wysiada z powozu.
— Wiecie co! — zawołała Marya z wesołością i pustotą pensyonarki — trzeba mu zrobić niespodziankę... Schowajmy się, siostro Hyjacynto, a gdy ojciec tu przyjdzie — zjawimy się z nienacka.
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/796
Ta strona została uwierzytelniona.