i łzami rozrzewnienia. Gdy wreszcie ojciec i córka podnieśli się z klęczek, siostra Hyacynta, chcąc owładnąć tym zbytkiem wzruszenia, odezwała się pierwsza:
— A teraz, Maryo, uciekajmy ztąd, już wielki czas wracać do szpitala.
Lecz wszyscy zaprotestowali. Pan de Guersaint pragnął swą córkę zatrzymać przy sobie, a Marya, zamiast powrotu do szpitala, chciała chodzić, biegać, zwiedzić chociażby świat cały; oczy jej błyszczały i paliły się chęcią użycia swobody.
— O nie! nie! zawołał — pan de Guersaint. — Nie oddam ci Maryi, moja siostro. Napijemy się mleka, bo umieram z głodu, a potem wyjdziemy i będę chodził, spacerował z moją Maryą, skoro może teraz chodzić. Wezmę ją pod rękę i radością dla nas będzie chodzić tak razem.
Siostra Hyacynta roześmiała się wesoło i rzekła:
— Dobrze, zostawię ją panu, a w szpitalu powiem, że mi ją ukradziono tutaj... Ale ja uciekam. Mamy bardzo dużo dziś zajęcia przed wyjazdem, musimy opatrzyć nasze chore, przygotować je do podróży, spakować ich rzeczy, jednem słowem strach pomyśleć ile dziś mamy roboty!
— A więc to naprawdę dzisiaj wtorek? — zapytał pan de Guersaint, zapominając się po dawnemu. — I naprawdę dziś wyjeżdżamy?...
— Ależ naturalnie i niechaj pan o tem pamięta... Biały pociąg wyjeżdża z Lourdes o go-
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/801
Ta strona została uwierzytelniona.