swego pobytu w Lourdes. Wszyscy właściciele hoteli w naszem mieście już mi zazdroszczą...
Pani Majesté tymczasem zatrzymywała osoby przechodzące, wywoływała gości, spożywających śniadanie w pokoju jadalnym, byłaby chciała całe Lourdes zwołać, by wszyscy widzieli, iż miała oto teraz pod swoim dachem, u siebie, w hotelu Świętych zjawisk, ową sławną od wczoraj pannę de Guersaint, której uleczenie świat cały będzie podziwiał. Coraz większa liczba osób gromadziła się w bramie, zaczęto się tłoczyć a pani Majesté, niby na ucho i głosem stłumionym, szeptała o tyle wyraźnie, by ją każdy mógł słyszeć:
— Patrzcie państwo uważnie, to ona, to wczoraj uzdrowiona panienka!...
Wreszcie zawołała z zapałem:
— Biegnę do magazynu po Apolinaryę. Tak trzeba, żeby Apolinarya zobaczyła pannę de Guersaint!
Pan Majesté powstrzymał żonę, odzywając się do niej z wielką godnością:
— Nie trzeba, nie chodź. Apolinarya jest potrzebna w sklepie. Właśnie trzy klientki ma teraz do obsłużenia. Mam przekonanie, iż pana de Guersaint nie wyjedzie z Lourdes, nie kupiwszy pamiątek. Takie drobiazgi kupowane w podróży, tyle sprawiają przyjemności, tyle wywołują wspomnień! Nasi goście hotelowi tak są na nas łaskawymi, iż nigdy nic nie kupują na
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/808
Ta strona została uwierzytelniona.