Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/811

Ta strona została uwierzytelniona.

córkę, swoją krew i ciało, swe dziecko już obecnie zdrowe, promienne młodością i wdziękiem!
Doszli do placu de la Merlasse. Bandy przekupek czyhały już tutaj na pielgrzymów, napastując ich bez miłosierdzia, by kupowali świeczki lub bukiety. Pan de Guersaint zauważył:
— Nie należy nam iść do groty z próżnemi rękoma!
Piotr, który szedł koło Maryi, podzielając jej radość i zachwyty, zatrzymał się. W tejże chwili obskoczyły ich przekupki i jedna przez drugą podsuwały im swój towar, dotykając nieledwie ich twarzy. „Moja ładna panienko, moi łaskawi panowie, kupcie odemnie, odemnie, odemnie, odemnie!“. Gwałtem prawie trzeba było torować sobie drogę pośród nich. Pau de Guersaint wybrał największy z bukietów; ułożony on był z białych astrów, natłoczonych i zbitych z sobą, co go czyniło podobnym do główki kapusty; sprzedawała mu go dziewczyna, mogąca mieć lat dwadzieścia, tłusta, jasna blondynka; z wyuzdaną efronteryą pokazywała swe ciało przez rozpięty w tym celu kaftanik, który ledwie pokrywał nagie jej piersi, uwydatniając przytem naturalną ich wypukłość. Pan de Guersaint uwziął się, by zapłacić za bukiet z resztek drobnej swej kasy, cena nie była wygórowaną: dwadzieścia susów; płacąc dziewczynie, dziwił się mocno dawnej jej natarczywości i pomyślał mimowoli, iż musi