Pan de Guersaint ocierał się po wymyciu uśmiechnięty dobrodusznie.
— Ta uzdrowiona — to moja córka!
Fryzyer już teraz wiedział, kim są ci panowie i twarz mu się nagle rozjaśniła. Uspokojony, z werwą i kunsztem począł rozczesywać przedział włosów na głowie pana de Guersaint, siedzącego znów na fotelu. Nadmierna żywość giestów i słów opanowała na nowo pana Cazaban.
— Winszuję... najmocniej winszuję!... i szczycić się będę, iż miałem honor liczyć pana dobrodzieja pomiędzy memi klientami... Teraz wszystko rozumiem, córka pana została uzdrowioną i ojcowskie serce przejęte jest wdzięcznością, o resztę nie pytając!
Zwrócił się w stronę Piotra i silił na uprzejmość. A gdy wreszcie, nie mogąc już dłużej zatrzymać u siebie tych śpieszących się z wyjściem klientów, żegnał ich u drzwi, wyrzekł sentencyonalnie i z przejęciem:
— Zdarzają się czasami chwile szczęśliwe. I dobrze byłoby, aby cuda podobne częściej wydarzały się przed grotą!
Gdy wyszli na plac, pan de Guersaint musiał iść po woźnicę, który wciąż śmiał się i rozmawiał z dziewczyną przy studni, pies był już umyty i otrząsał się z wody, ogrzewając się na słońcu. W pięć minut potem wysiedli z powozu, dojechawszy na plac de la Merlasse. Wyprawa do fryzyera zabrała im pół godziny, Piotr chciał
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/823
Ta strona została uwierzytelniona.