Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/829

Ta strona została uwierzytelniona.

głosem dawanych objaśnień przewodnika; płótno samo mówić się zdawało.
Krajobraz przedstawiał najpierw grotę. Była to jama w skale ponad Gawą, miejsce dzikie i odludne nadające się do marzeń samotnych; po spadzistościach góry, pokrytej krzakami staczały się łomy kamieni, śladu nawet ścieżyny nie było widać tutaj. Nie było więc dzisiaj istniejących upiększeń, ulic monumentalnych ujętych w granitowe parapety po nad Gawą, nie było trawników i wężykowatych dróżek wijących się wśród klombów angielskiego ogrodu; grota nie była upstrzona wotami, obciosana i zamknięta na żelazne podwoje, nie było zwłaszcza kramów ze świętościami, nie kupczono bogiem jak teraz, co wywoływało oburzenie dusz pobożnych. Przenajświętsza Panna nie mogła sobie obrać piękniejszego ustronia dla ukazania się dzieweczce, którą sobie upodobała, było to pustkowie urocze, wśród którego marzenia same nasuwać się musiały ubogiej pastuszce, zbierającej suche gałęzie po nad górskim potokiem. Po drugiej stronie Gawy, zdala, po za skałą zamkową, wysuwały się domy starego Lourdes, drzemiącego spokojnie między górami. Mieścina, o wązkich ulicach brukowanych nierównemi kamieniami, o domach ciemnych i odrzwiach z marmuru, przypominała wieki minione; stary jej kościół przypominający styl hiszpański, pełen był staroświeckich rzeźbień i malowanych świętych, zapatrzo-