i liczna. Jakkolwiek pątnicy wydawali i zostawiali w Lourdes miliony, szły one w znacznej części do skarbu bazyliki, resztę zaś pochłaniały hotele i restauracye; zbywające tylko pieniądze szły na zakupno świętości, sprzedawanych przez dwustu przeszło kupców, mających sklepy i sklepiki, nie licząc ulicznych przekupniów. Po jednej i po drugiej stronie sklepu brata Bernadetty ciągnęły się szeregi innych, podobnych sklepów; cisnęły się one bez przerwy w rodzaju długiej drewnianej galeryi, zbudowanej przez miasto, które ztąd ciągnęło dochód sześdziesięciu tysięcy franków. Był to rzeczywisty bazar, nagromadzone towary spływały ze stołów aż na chodnik, nęcąc przechodniów łapanych i pociąganych uprzejmemi zaprosinami sprzedających. Sklepy te ciągnęły się na długości trzystu metrów, i wyłącznie sprzedawały tylko świętości. Wystawy sklepowe zdawały się być rzeką, złożoną z różańców, medalików, statuetek, obrazków. Szyldy głosiły miana, mogące przyciągnąć pobożną klientelę a więc były pod wezwaniem: św. Rocha, św. Józefa, Jerozolimy, Niepokalanego Poczęcia, Serca Panny Najświętszej.
— Zdaje mi się — rzekł pan de Guersaint — że wszędzie jest jedno i to samo. Wejdźmy więc do pierwszego lepszego sklepu, nie szukając dalej.
Był już znudzony monotonnością wystaw sklepowych i począł narzekać na ból w nogach.
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/834
Ta strona została uwierzytelniona.