dzenie to było momentalne, Apolinarya, widząc ich wchodzących do sklepu, zeskoczyła lekko ze stołka i, trzymając kropielniczkę w ręku, pytała:
— Więc pan nie myśli, żeby ten model trafił do gustu i podobał się pańskiej ciotce?...
— Nie, nie, proszę się postarać o model, o którym mówiłem — odparł wytworny tragarz zabierając się do wyjścia. — Ja dopiero jutro wyjeżdżam, ale wrócę jeszcze dzisiaj...
Apolinarya, spojrzawszy na nowoprzybyłych domyśliła się natychmiast, iż Marya jest ową cudem wczorajszym uzdrowioną panienką; pani Majesté zapowiedziała siostrzenicy jej przyjście, w celu zakupienia pamiątek. Apolinarya patrzała na Maryę z wesołym uśmiechem, w którym było nieco niedowierzania, zadziwienia i skrytego szyderstwa; ta piękna dziewczyna rozmiłowana w swojem ciele, roznamiętniona i przebiegła, z politowaniem tylko mogła być dla Maryi, tak dziecięco naiwnej i dziewiczej. Pamiętna wszakże na swe kupieckie obowiązki, przybrała wyraz twarzy uprzejmy i z przejęciem mówić poczęła:
— Ach, jakże będę szczęśliwa, jeżeli pani zechce u mnie coś kupić... jakże pięknym jest cud, którego pani wczoraj dostąpiła!... Niech pani wybiera, ogląda, jestem na usługi... Mamy bardzo wielki wybór rzeczy prawdziwie rzadkich i ładnych...
— Marya była nieco zmięszana i niemile dotknięta tą uprzejmością.
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/837
Ta strona została uwierzytelniona.