tychczas nie wróciła z groty. Oby tylko pan de Guersaint nie zgubił się gdzie po drodze! Myśląc tak, patrzał na drzwi wchodowe i ujrzał w nich zaperzonego pana Vigneron, który popychał i naglił żonę i syna, by szli naprzód.
— Księże dobrodzieju! — zawołał pan Vigneron, spostrzegłszy Piotra — zlituj się i dopomóż mi wynaleźć nasz wagon, abym coprędzej ulokował tam nasze rzeczy i to dziecko!... Świętej cierpliwości potrzeba, aby wytrzymać wszystko, co ja dziś znoszę!
Piotr doprowadził ich przed wagon drugiej klasy, ale wzburzony pan Vigneron pochwycił go gwałtownie za obydwie ręce w chwili właśnie, gdy Piotr zamierzał posadzić na ławce chorego Gustawa.
— Czy wyobrazisz sobie coś podobnego, kochany księże Piotrze... urzędnicy na kolei rozkazują mi jechać dzisiaj... gdybym zaś nie wyjechał, stracę bilet mój powrotny... już jutro nic wart nie będzie!... Opowiedziałem im całe zdarzenie, ale oni nic nie chcą uwzględnić. A przecież moje położenie i tak nie będzie rozkoszne! Pozostawać w Lourdes z nieboszczką, kupować trumnę, lokować w niej trupa i jechać z tem jutro do Paryża! Tak, tak, opowiedziałem im rzecz całą, ale oni mówią, że to ich nic nie obchodzi, że zarząd kolei robi już tak znaczne ustępstwa na biletach, wydawanych pątnikom, iż poza tem nie chce
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/866
Ta strona została uwierzytelniona.