Pan de Guersaint i Marya słuchali z równem przerażeniem. Opowiadanie doktora wzruszyło ich niezmiernie.
— Kazałem go natychmiast zanieść pod dach — ciągnął dalej doktór. — Komendant umiera i zapewne nie przeżyje kwandransa, ja nic mu już poradzić nie jestem w stanie... Lecz pomyślałem o pomocy duchownej... i przybiegłem tutaj szukać księdza...
Odwrócił się ku księdzu Judaine:
— Księże szanowny, ty go znałeś, chodź ze mną. Nie można opuszczać umierającego chrześcianina. Może przed śmiercią okaże skruchę, wyzna swoje winy i pogodzi się z Bogiem...
Ksiądz Judaine pośpiesznie poszedł za doktorem, a za nimi podążali pan de Guersaint z Maryą i Piotrem. Wzburzeni i wzruszeni doszli do sali służącej na skład towarów, gdzie konał komandor. Zacisznie tu było, jakkolwiek o kilkanaście kroków tłum ludzi cisnął się i popychał jak zwykle w ostatniej chwili przed wyjazdem, a nikt w tym tłumie nie domyślał się nawet, iż tuż obok człowiek dogorywa a za kilka chwil skona.
W wielkiej sali, pewnego rodzaju sieni, pomiędzy ma worami z owsem, leżał komandor na materacu, wziętym od szpitalnych tragarzy. Ubrany był, jak zwykle, w wiecznie noszony przez niego czarny tużurek, ozdobiony przy klapie szeroką czerwoną wstążeczką legii honorowej; ktoś podniósł z ziemi wypadłą mu z ręki laskę o sre-
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/884
Ta strona została uwierzytelniona.