jedynie snu wiekuistego, nocy, końca nie mającej, radości niebytu. Dreszcz przejął nawet serce doktora Chassaigne, bo i on pragnął życia dokonać, wyczekiwał tej chwili z nieopuszczającem go pragnieniem. Ale on dążył do połączenia się z ukochaną żoną i córką, przedwcześnie zmarłą; wierzył, iż te dwie ukochane przez niego istoty powitają go na progu wieczności. Jakże inaczej byłby sądził o śmierci, wątpiąc w urzeczywistnienie swego marzenia.
Klęcząc dotychczas, ksiądz Judaine podniósł się z trudnością. Zdawało mu się, iż komandor utkwił błyszczące jeszcze swe oczy w stojącą w jego pobliżu Maryę. Ksiądz Judaine chciał to wyzyskać, by ukazać umierającemu przykład nieograniczonej dobroci boskiej, której łaskę odpychał tak zawzięcie.
— Poznajesz tę osobę?... Tak, to ona, to owa nieszczęśliwa chora, którą widziałeś sparaliżowaną jeszcze w sobotę. A patrz, jaka ona teraz zdrowa, piękna i silna... Niebo zesłało na nią miłosierdzie swoje, odzyskała młodość i życie... Czyż nie chcesz dostąpić równego cudu?... Czy wolałbyś, aby ona była zmarła? Czy byłbyś jej radził odepchnąć wodę życiem darzącą?...
Komandor nie był w stanie dać odpowiedzi, lecz oczy jego wciąż uporczywie wlepione były w Maryę, której twarz, jakkolwiek teraz wzruszona, promieniała szczęściem odzyskanego zdrowia, nadzieją dni długich, radością życia; w oczach
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/890
Ta strona została uwierzytelniona.