Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/891

Ta strona została uwierzytelniona.

komandora wzbierały łzy; nabrzmiały niemi powieki, aż wreszcie dwie wielkie krople potoczyły się wzdłuż zastygających już policzków. Zapłakał niezawodnie z myślą o tej zdrowej teraz dziewczynie, przypomnieć sobie musiał wyrażone życzenie w razie uzdrowienia, przyzywał on wtedy drugiego dla niej cudu, aby mogła szczęścia doznać na tej ziemi. Było to rozczulenie się starego człowieka znającego miarę ludzkich niedoli, zapłakał nad ilością bólu i troski, jakie przebyć będzie ona zmuszoną. Ach nieszczęsna! Ileż razy przyjdzie jej pożałować może, że nie zmarła w wiośnie swego istnienia!
Gdy łzy się stoczyły, zaćmiły się oczy komandora, uleciało z nich życie, jakby doznana litość wchłonęła je ostatecznie. Zbliżał się koniec, myśl gasła wraz z tchnieniem. Odwrócił się i umarł.
Doktor Chassaigne usunął Maryę na bok; mówiąc:
— Pociąg odjeżdża natychmiast, śpieszcie się państwo, nie macie ani chwili do stracenia.
I rzeczywiście dolatywały coraz to gwałtowniejsze i donośniejsze szarpnięcia dzwonków, oraz falowanie i ruch tłumu. Doktór Chassaigne polecił dwu tragarzom, by pozostali przy ciele zmarłego komandora, które ztąd zabiorą, gdy odjedzie pociąg, sam zaś poszedł odprowadzić swych znajomych aż do drzwiczek wagonu.