im przez cały dzień dzisiejszy, aż do ostatniej chwili wyjazdu. Dzwonek wzywał podróżnych do odjazdu, lecz pątnicy wciąż jeszcze skupieni w około Maryi, oderwać się od niej nie mogli; zdawało się im, że jest ona wcieleniem chwały tegorocznej wielkiej pielgrzymki, tryumfem wiary, mającym świat napełnić rozgłosem.
Z wielkiem wzruszenie Piotr zauważył jak żałośnie i w milczeniu spoglądali na Maryę, nieszczęsny mąż i siostra pani Dieulafay. Nie spuszczali oni oczu z Maryi, z podziwieniem patrząc na tak nagłą jej przemianę; piękną i zdrową była obecnie, a wszak przed kilku dniami przybyła do Lourdes na wózku, z którego nie powstawała od lat wielu; chudą była wtedy i cerę miała bezkrwistą, szarą, jak popiół. Dlaczegóż łaska wyróżniła ją przed innymi?... Dlaczegóż łaska niebios nie spotkała raczej ich ukochanej chorej, którą wywożą ztąd w pogorszonym jeszcze stanie?... Przygnębienie ich, oraz wstyd jakiś głęboki zwiększyły się jeszcze; cofali się zwolna czując się paryasami wśród swego bogactwa; ulgę im sprawiło, kiedy tragarze wnieśli skrzynię owiniętą w koronki i jedwabie, wśród których leżało bezwładne ciało ich chorej i wstawili ją do wagonu pierwszej klasy; wsiedli i oni też natychmiast, skryli się przed oczyma ludzkiemi, a jedynym ich towarzyszem był stary ksiądz Judaine, modlący się tuż przy chorej.
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/893
Ta strona została uwierzytelniona.