Urzędnicy kolejowi wołali: „Wsiadać do wagonów! wsiadać!“ Ojciec Massias, sprawujący posługę duchowną przy białym pociągu, zajął był już swoje miejsce, pozostawiając na peronie ojca Fourcade, wspartego na ramieniu doktora Bonamy. Raz jeszcze Gerard i Berthaud pożegnali się z paniami i Rajmunda wsiadła do wagonu z panią Desagnaux i z panią Volmar; teraz dopiero pani de Jonquière podążyła do swoich chorych, stanęła przy drzwiczkach wraz z panem de Guersaint, Maryą i Piotrem. W ostatniej chwili zawrzał największy pośpiech i zapanował nieład pomiędzy pątnikami, biegli jak szaleni wzdłuż olbrzymiego pociągu, nie mogąc znaleźć miejsc swoich, krzyczeli i strofowali się wzajemnie. Na przodzie pociągu syczała lokomotywa, dysząca parą, lśniła się w odzyskanej czystości, a miedź pokrywająca jej korpus jaśniała, odbijając w sobie promienie dnia pogodnego.
Piotr usunął się nieco, przepuszczając Maryę do wagonu, gdy wtem szarpnął go za rękę nadbiegły pędem pan Vigneron, krzycząc tryumfalnie:
— Przedłużyli mi bilet, przedłużyli!...
Zaczerwieniony, promieniejący pan Vigneron potrząsał po nad głową zdobytym biletem jazdy, i pocwałował w stronę wagonu, gdzie siadła jego żona z synem, by ją uwiadomić o szczęśliwej nowinie.
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/894
Ta strona została uwierzytelniona.