Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/899

Ta strona została uwierzytelniona.
IV.

Znów ku Paryżowi z powrotem biegł z turkotem biały pociąg. W wagonie trzeciej klasy, gdzie najgłośniej śpiewano piskliwemi głosami „Magnificat“, widok przedstawiał się tenże sam, co poprzednio; nizkie odgrodzenia przedziałów dozwalały objąć okiem cały obszar tej, wspólnej i ruchomej sali szpitalnej, w której nieład panujący przypominał tymczasowe ambulansy. Z pod ławek wysuwały się do połowy miski, kubełki, nocne naczynia, gąbki i szczotki. Rozrzucone po wagonie pakunki przedstawiały się dziwacznie rozmaitością węzełków, koszów, worków i walizek; leżały całe ich stosy, a uboga, wytarta odzież pątników, zawieszona na mosiężnych wieszadłach, kołysała się bezprzestanie. Te same zakonnice i te same damy szpitalne towarzyszyły chorym; ilość podróżnych naraz zamkniętych w ciasnocie, zwiększała gorąco pogodnego dnia sierpniowego, a przykry zaduch nagromadzonych ciał ludzkich już teraz był nie do zniesienia. W samej głębi wa-