nie przestawały drzemać w zupełnem milczeniu. Eliza Rouquet kupiła sobie lusterko składane, które co chwila wyjmowała z kieszeni i rozłożywszy je, pochylała nad niem twarz, nie mogąc dość się napatrzeć i nacieszyć widokiem ustępujących ran i czerwoności, które tak jeszcze niedawno czyniły ją przeraźliwie potworną; przybierała ona już teraz wygląd podobny do wyglądu reszty ludzi, już więc odtąd straszyć nie będzie nikogo szpetotą swej choroby! Uśmiechała się do siebie, wciąż zapatrzona w swoje okrągłe lusterko, przygryzając usta z kokieteryą zadowolnionej ze swej piękności młodej kobiety. Zosia Couteau nie przeszkadzała nikomu; przed chwilą właśnie, widząc, iż jakoś nikt jej dzisiaj nie prosi o pokazanie nogi, wyleczonej z łaski Przenajświętszej Panny z Lourdes, sama zdjęła trzewik i pończochę, chcąc zwrócić na siebie uwagę obecnych; gdy i to nie pomogło, pomimo iż zaręczała, że znalazła ostry kamyk za pończochą, Zosia bawiła się w milczeniu tłustą, białą i czystą swoją nóżką, trzymając ją z lubością w dłoniach, jakby jakieś drogocenne i miłe sobie cacko.
Pan de Guersaint powstał ze swego siedzenia i oparłszy się o poręcz dzielącą wagony, patrzał na pana Sabathier.
— Ojcze, ojcze! — zawołała Marya z pewnem wzruszeniem — czy widzisz tę szramę na ław-
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/910
Ta strona została uwierzytelniona.