Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/911

Ta strona została uwierzytelniona.

ce?... To okucie mojego wózka wyżłobiło ją podczas naszej podróży w tamtą stronę.
Marya tak dalece ucieszyła się tym odnalezionym śladem, iż na chwilę zapomniała o tajonem ciężkiem swem zmartwieniu. Pani Vincent wybuchnęła rozpaczliwym głosem na widok rzemiennych pasów, któremi bawiła się jej córeczka, Marya zaś odnalazła nagle swoją wesołość, zobaczywszy bruzdę zrobioną na desce przez ów wózek, co tak długo całość jedną z nią stanowił; odczuła całą głębokość radości na myśl, iż męczeństwo jej skończone, że nie wróci, bo znikło i uleciało jak sen ciężki a przykry.
— Ojcze, czy pamiętasz, że zaledwie cztery dni temu jak leżałam nieruchoma na tej oto ławce a teraz, teraz... jestem zdrowa, mogę poruszać się swobodnie! O jakże jestem szczęśliwą!
Piotr i pan de Guersaint uśmiechnęli się do mówiącej. Pan Sabathier usłyszał wybuch radości Maryi i rzekł zwolna.
— Tak, tak, pozostawiamy cząstki samych siebie w przedmiotach których dotykamy; nasze cierpienia i radości jednoczą się z niemi, dlatego też, gdy znów spotykamy z nienacka znany sobie przedmiot, przypomina on nam minione dzieje i wzbudza w nas wesołość lub smutek.
Od chwili wyjazdu z Lourdes, pan Sabathier nie przemówił jeszcze ani słowa; siedział w swym kąciku, przygnębiony chociaż pełen rezygnacyi; nawet żonie swej nie odpowiadał tylko ru-