Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/930

Ta strona została uwierzytelniona.

mężczyzną a ją kobietą, lecz by ją obrać, ileż trzeba było odwagi! Dlaczegóż nie miał tej odwagi, kiedy tego żądał rozsądek i cel prawdziwy ich życia? Bolesny smutek zmącił trzeźwość myśli Piotra i nic już nie wiedział jak tylko, że cierpi srogie męczarnie.
Pociąg toczył się wciąż z monotonnym turkotem a w całym wagonie jedna tylko siostra Hyacynta siedziała, nie śpiąc, oczy miała otwarte i czuwające nad uśpionymi pątnikami. Wtem Marya pochyliła się w stronę Piotra i szepnęła:
— Dziwna rzecz, upadam ze snu a jednak zasnąć nie mogę.
A po chwili dodała z uśmiechem:
— Zanadto myślę o Paryżu.
— Jakto: o Paryżu?
— Tak, myślę o Paryżu, do którego wracam... którego nie znam a jednak będę musiała poznać i życie w nim spędzić.
Słowa Maryi zaniepokoiły Piotra. Będzie więc tak jak przewidywał; już ona nie będzie teraz wyłącznie jego; zajmować się będzie czem innem i zabiorą mu ją inni. Lourdes mu ją oddało lecz Paryż ją zaraz pochwyci. Ta nieświadoma życia istota aż nadto prędko dopełni swą edukacyę kobiecą. Skutkiem choroby żyła w ciszy i zamknięciu, odosobniona od ludzi, nieobeznana z życiem nawet przy pomocy książek; miała obecnie lat dwadzieścia trzy lecz pozostała tem-