że dzieckiem, jakiem była przed swoją niemocą. Lecz wraz ze zdrowiem zbudziła się w niej gwałtowna chęć życia. Piotr widział już, jak ta dziewczyna wesoła i zdrowa, wszystkiego będzie ciekawa, jak wszystko zapragnie widzieć, słyszeć, dowiedzieć się a najpewniej spotka wkrótce człowieka, który stanie się jej mężem i dopełnicielem jej życia.
— Więc masz zamiar bawienia się w Paryżu?...
— Bawienia się?... Co też ty mówisz, Piotrze! Przecież dobrze wiesz, że nie mamy majątku, więc za cóż miałabym się bawić? Myślałam o czem innem... myślałam o mojej siostrze, której pragnę chociaż trochę ulżyć a sama nie wiem, do czego mam się wziąść w tym celu. Bianka taka poczciwa, taka pracowita, trzeba żebym ją wzięła sobie za wzór i nie patrzała bezczynnie gdy ona swoim zarobkiem cały dom utrzymuje.
Nastąpiło po tych słowach milczenie. Piotr wzruszony był i nieco pocieszony, a Marya znów pierwsza wszczęła rozmowę:
— Dawniej, przed rozwinięciem się zupełnem mojej choroby, malowałam trochę, zwłaszcza miniatury. Czy pamiętasz portret mojego ojca?... wszyscy znajdowali, że jest podobny i ładnie wykonany. Ty pomożesz mi, Piotrze?... Wszak zechcesz wyszukać mi trochę klientów?
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/931
Ta strona została uwierzytelniona.