miłość, jaką go ona natchnęła od dnia owego pierwszego pocałunku, wymienionego za lat dawnych w dniu pożegnania. Chciał, by wiedziała jaką przedziwną wonią pocałunek ten napełnił całe jego dotychczasowe życie. Marya powstrzymała słowa, cisnące się na usta Piotra; lękała się popsuć czystość i uroczą słodyczy chwil, które teraz z sobą przeżyli.
— Nie mówmy już o tem, Piotrze, już dosyć wypowiedziały się nasze myśli... mówić coś więcej, złemby może było. Jesteśmy uspokojeni, korzystajmy więc, by wypocząć. Spróbuję teraz zasnąć.
Pozostała z głową opartą o jego ramię i zaraz zasnęła z zaufaniem siostry, oddającej się pod pieczę ukochanego brata. On nie zaraz zasnął; pogrążony był w bolesnem szczęściu wzajemnej ich rezygnacyi. Tym razem wszystko było skończone, ofiara została spełnioną. Pozostanie więc samotny przez resztę życia i pędzić będzie dni dalsze w wykolejonym trybie podobnych sobie skazańców. Nie zazna rozkoszy najwyższej pieszczoty i nigdy ludzka istota nie zawdzięczy mu swojego bytu. Pocieszeniem było dla Piotra, iż przyjmował swój los z samowiedzą i z własnej dobrowolnej rezygnacyi; duma jego widziała w tem wielkość, jakkolwiek bolesnem było takie istnienie po za prawami natury.
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/942
Ta strona została uwierzytelniona.