mogła bowiem dłużej wytrzymać, tak dalece nużyła ją natarczywość ciekawości publicznej, wizyty i uwielbienia, jakiemi otaczali ją pątnicy, zjeżdżający się ze świata całego do cudownego źródła przy grocie. Zdrowie Bernadetty było wątłe a wrodzona jej prostota i skromność, pragnęły ciszy i klasztornego odosobnienia, czego nie mogła uzyskać pozostając w pobliżu groty; chciano ją oglądać, z nią rozmawiać i błagać o orędownictwo, ona zaś tęskniła do spokojnych zajęć codziennego życia, do modlitwy w cieniu cichej kaplicy. Jej wyjazd pożądany był przez nią i pożądany przez ojców obsługujących grotę. Nadmierna prostota tej wybranki nieba, już niejednokrotnie stała się uciążliwą dla nich wszystkich.
W Nevers, w klasztorze Saint-Gildard, Bernadetta spodziewała się znaleźć swój raj na ziemi. I rzeczywiście mogła tutaj używać świeżego powietrza i słońca w wielkim ogrodzie o wyniosłych drzewach, znalazła przestronne pokoje i korytarze w gmachu zamieszkanym przez zakonne zgromadzenie. Pomimo ustronnego położenia Nevers, Bernadetta nie poczuła się wszakże dość jeszcze daleko od tłumów chcących ją oglądać.
W dwadzieścia dni po swojem przybyciu, przywdziała habit i przybrała miano siostry Maryi-Bernardy, ten pierwszy stopień nie zobowiązywał jej jeszcze do dozgonnego zrzeczenia się świata.
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/952
Ta strona została uwierzytelniona.