boleści, zdala od gór i łąk rodzinnego zakątka, Bernadetta miała wyrzec dnia jednego:
„Zdaje mi się, iż byłam stworzoną do życia, do ruchu a Bóg mnie skazuje na nieruchomą bezczynność!“. Słowa te odsłaniają wnętrze jej duszy i świadczą o bezgranicznym jej smutku. Dlaczegóż Bóg, obdarzywszy ją wesołością, wyznaczył jej żywot tak pełen zrzeczenia? Czyż byłaby go ona mniej miłowała i chwaliła, żyjąc życiem normalnem, swobodnem i zdrowem? Zamiast modlić się o odpuszczenie grzechów przez siebie niepopełnionych, czyż nie byłaby pracowała ku chwale nieba, mnożąc szczęście na ziemi, miłując męża, którego mieć była powinna, wychowując dziatki powstałe z jej krwi i kości?
Ci, którzy ją znali, zapewniają, iż zdarzały się godziny, w których zawsze wesoła Bernadetta, zapadała w ciężką zadumę. Była wtedy chmurna i milcząca, jakby przywalona ciężarem smutnego swego losu. Gorycz życia zbyt wielką wtedy stawała się dla niej goryczą, konała z udręczenia na myśl o dozgonnem zrzeczeniu się wszelkiej radości.
O ile Bernadetta zajmowała się i wiedziała o Lourdes podczas swego pobytu w klasztorze Saint-Gildard, kwestya ta nigdy stanowczo nie została wyświetloną. Czy wiedziała o tryumfie groty o dziejących się przed nią cudownych uzdrowieniach, o codziennych zmianach, upiększeniach i wzniesieniu się nowego Lourdes? Wia-
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/959
Ta strona została uwierzytelniona.