ona z nieomylnością wybranki nieba, przyjaciółki i powiernicy Królowej aniołów. Ojcowie, znając pełne niewinnej prostoty usposobienie Bernadetty, nie lękali się, by chciała skorzystać z otaczającego ją uroku, lecz zabezpieczyli się na wszelki wypadek, odcinając ją od świata i osadzając w oddalonym klasztorze dla dobra własnego jej zbawienia. Spokojność ojców spoczywała słusznie na łagodności i skromności Bernadetty, wiedzieli że nie zechce ona być czczona jak bóstwo; sama wiadomość o wielkości tego Lourdes, które ona powołała do życia, które ona stworzyła, byłaby jej duszę przepełniła najwyższym lękiem i trwogą. Nie, nie, Lourdes dzisiejsze nie było jej pragnieniem, rozbujałe zabiegi zysków nic z nią wspólnego mieć nie mogły. Bernadetta przybywająca do Lourdes byłaby tylko zwiększyła swe cierpienia, nie poznawałaby miejsc dawnych i przerażona panującym tu przepychem płonęłaby bezgranicznym wstydem. Dążący przed grotę pielgrzymi pytali jej czasami: „Chcesz może, abyśmy cię z sobą tam powiedli?“ — drżała wtedy z obawy i czemprędzej odpowiadała: „Nie, nie! Lecz jakże pragnęłabym tam pofrunąć w postaci drobnej ptaszyny!“
Jedynem marzeniem Bernadetty w czasie lat spędzonych w klasztorze Saint-Gildard, była owa chęć przemienienia się w ptaka o rączych skrzydłach i wciąż unoszącego swój lot ku grocie. I tak ona, która nie pośpieszyła do Lourdes nawet dla
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/961
Ta strona została uwierzytelniona.