Lata całe konała w bólach ta bosko naiwna istota, zesłana ku pocieszeniu sobie równych i głosząca im o sprawiedliwości cudu, przywracającego i darzącego wszystkich zarówno tem, co tylko ku szczęśliwości swojej najpożądliwiej łaknąćby mogli. Łaska nieustającego cudu miała zastąpić i w niwecz pogrążyć dotychczasowo niezwruszone prawa natury.
Bernadetta powstawała teraz z łóżka, coraz to rzadziej, a po paru dniach prawie nieruchomego siedzenia w fotelu, zapadała znów w cięższą jeszcze niemoc, była zmuszoną do położenia się ponownego. Cierpienia jej stawały się prawdziwą męczarnią. Dawna jej astma i nerwowe podrażnienie zamieniły się teraz w suchoty. Zamknięte życie klasztorne niemało się przyczyniło do rozwoju tej choroby. Kaszel rozdzierał jej piersi, a po silniejszych jego atakach leżała jak martwa. Na domiar złego objawiło się jeszcze próchnienie kości w prawem kolanie, gryzący i strzykający ten ból nurtował ją nieustannie; chwilami krzyczała z nadmiaru cierpienia. Biedne, odleżałe jej ciało było jedną wielką raną; drażniło ją ciepło łóżka i tarcie prześcieradeł. Wszyscy litowali się nad ogromem jej cierpienia, podziwiając cierpliwość, z jaką znosiła swoją mękę.
Spróbowała się leczyć wodą z Lourdes, lek ten cudowny nie przyniósł spodziewanego skutku; źródło przez nią odkryte nie dało ulgi jej cierpieniom. Panie i wszechmogący Władco, dlaczegóż
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/966
Ta strona została uwierzytelniona.