niosło ono zdrowie i pocieszenie innym, a tylko nie jej samej?... Dla zbawienia jej duszy? A więc inni, u źródła w niemocy swej poratowani, zatracenia chyba duszy mieli dostąpić?... Dlaczegóż miały być wyjątki, dlaczegóż ta konieczność skazania biednej tej istoty na wszystkie życiowe męczarnie? Jakiż w tem brak związku, zważywszy na wieczystą ewolucyę nieskończonej ilości światów!
Bernadetta nieraz płakała z bólu, a dla własnego pocieszenia szeptała z zapałem: „Cierpienie moje skończy się niebem, lecz jakże tego końca długo doczekać się nie mogę!“ Była to wciąż powracająca myśl, iż cierpienie na ziemi przynosi wiekuistą nagrodę gdzieindziej, a więc cierpienie błogosławić należy i poddać mu się z nadzieją wielkiego okupienia. Czyż myśl podobna nie jest bluźnierstwem, o Panie nad Pany? Czyż nie stworzyłeś młodości i nie nadałeś ludziom słusznej pożądliwości szczęścia? Nie chcesz-że, o Panie, by stworzenia twoje radować się mogły słońcem, pięknością natury i wylewem serc kwitnących kwiatami wzajemnie dzielonej miłości?
Bernadetta buntowała się chwilami, lecz jakże lękała się i wystrzegała tych buntów swoich, wolała ukrzepiać się przeciw sile męki znoszonej i biedne swe ciało krzyżowała na wzór męki krzyża Zbawicielowi zadanej. Rozłożywszy szeroko ramiona, łączyła swe członki z członkami rozpostartego na krzyżu Jezusa; ciało jej całe krwią sączyło wraz z jego ciałem; jej usta
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/967
Ta strona została uwierzytelniona.