nić tego szczerze; nie mógł rozbudzić w sobie dostatecznej pokory i zrzeczenia się swobody myśli, jak uczynił to stary jego przyjaciel, doktór Chassaigne, który gromem zmartwienia rażony, osunął się w niedołęztwo nagłej zgrzybiałości. Tak, Piotr czuł wyraźnie, że zawsze, nawet pomimo swej woli, szedł jedynie za głosem rozumu; obstawał przy nim nawet wśród ciemności i milczenia wiedzy. Gdy zabrnął w to, co nieznane i jeszcze nie wytłómaczone dotąd, słyszał jakby szept: „Jest naturalne wyjaśnienie, jest niezawodnie, lecz jeszcze znalezionem nie zostało, a ja go odkryć nie umiem“.
Powtarzał sobie teraz, że nie można mieć innego ideału nad poszukiwanie prawdy, nie można iść za innym głosem, jak głos rozumu, który jeden wiedzie do wszechwiedzy, pomimo przeszkód, utrudniających jego tryumfalny pochód, a stawianych przez niedołęztwo ciała i umysłu. Piotr wspomniał na ilość walk, które przebył sam z sobą. Jako ksiądz stosował się ściśle, chcąc pozostać wiernym przyjętym zobowiązaniom, a ileż prócz tego było w nim sprzeczności, dzięki odziedziczonym odmiennym przymiotom po ojcu i matce. Zostawszy księdzem, zdołał opanować swoje ciało i zrzekł się swej męzkości; opanować wszakże rozumu swego nie zdołał nigdy, pomimo czynionych wysiłków, teraz zaś zaniecha ich stanowczo, zaprzestanie tej nierównej walki, z której zawsze wychodził zwyciężonym. Nic nie upoważnia, nic nie nakazuje konieczności tępienia
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/981
Ta strona została uwierzytelniona.