Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

chwytu i wdzięczności za cudny podarek, ofiarowany jej przez marzenie.
Dumna jestem, że kochasz mnie, że twoją jestem, mój panie, mój władco. Serce moje nie może pomieścić ogromu szczęścia i radości! Kocham cię, dziękuję ci.
Ręką opasał jej kibić i poprowadził, mówiąc:
— Chodź do mnie.
Przeszli przez trawę w głębi pola do starej furtki Opactwa. Zrozumiała teraz w jaki sposób dostawał się codziennie na pole Clos-Marie. Przez otwartą furtkę weszli do wielkiego parku biskupa. Księżyc wschodził teraz, i mleczna jasność oblewała niebo. Strumyk płynął tu spokojnie wśród drzew, oblanych widmowem światłem księżyca. Zdawało się, że senne marzenia zaklęte są w przezroczej wodzie.
— Cieszę się, że jestem z tobą, — powiedziała znowu.
Felicjan słuchał, zachwycony jej prostotą i szczerością.
— Ukochana, to ja szczęśliwy jestem, że chcesz mnie kochać. Mów mi o swojej miłość, mów mi o sobie, czy zdziwiłaś się, gdyś się dowiedziała, kim jestem?
Przerwała mu uroczym ruchem zniecierpliwienia.
— Nie, nie, mówmy tylko o tobie! Ty tylko istniejesz!
Tuliła się do niego, rozpytując go bez końca. Chciała wszystko wiedzieć o jego dzieciństwie, młodości, o tych dwudziestu latach, spędzonych zdala od ojca.
— Wiem, że twoja matka umarła, gdyś się urodził, że wychowywałeś się u wuja, księdza.. Wiem, że Jego Eminencja nie chciał cię widzieć...