Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.

niało. Śnieg pokryłby ją całą, gdyby go nie udeptywała nogami. Starożytne wrota, pokryte śniegiem, niby płaszczem gronostajowym, białe były jak ołtarz w Boże Ciało, silnie odcinając się od nagiej fasady katedry, tak gładkiej, że żaden płatek śniegu nie mógł się na niej utrzymać, W lukach sklepienia święte, pokryte śniegiem od włosów aż do stóp, promieniały niewinnością; wyżej, w niszy, małe figurki świętych odznaczały się białemi linjami na ciemnem tle, a ślub Agnieszki, celebrowany przez archaniołów, jaśniał w powodzi białych róż ze śniegu!
Na kolumnie posąg dziewicy-dziecka z białą gałązką w ręku i jagniątkiem u stóp, odcinał się nieskalaną bielą i czystością pośród stężałego zimna, mrożącego wokoło niej mistyczny pęd zwycięskiej dziewiczości. U stóp posągu, nieszczęsne dziecko, białe od śniegu, nieruchome, zesztywniałe, niczem już nie różniło się od dziewic na płaskorzeźbie.
Nagle, na uśpionej ulicy dał się słyszeć stuk opuszczonej żaluzji. Dziewczynka podniosła oczy. Na prawo, w domu, przylegającym do katedry, z okna pierwszego piętra wychyliła się tęga, piękna kobieta lat około czterdziestu. Dostrzegła dziecko i patrzyła na nie ze smutkiem i zdziwieniem. Za chwilę z dreszczem zamknęła okno. Uniosła z sobą obraz małej dziewczynki o jasnych włosach i fijołkowych oczach, o podłużnej twarzy i długiej szyi, osadzonej na spadzistych ramionach. Lekki obłoczek pary z oddechu wskazywał, że zesztywniałe, zsiniałe z zimna dziecko żyje jeszcze.
Dziewczynka miała oczy utkwione w dom. Był to stary budynek o jednem piętrze z XV w. Przylegał ściśle do katedry między dwoma występami poprzecznego muru. Zachowany był znakomicie,