Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

i być kochanym. Jego Eminencja zadrżał. Ale dał słowo rodzinie Voincourt i nie złamie go. Felicjan odszedł zrozpaczony, lękając się, że wybuchnie otwartym buntem.
— Kochanie — zakończyła Hubertyna, widzisz, że musisz zapomnieć o tym młodym człowieku; chyba nie chcesz sprzeciwiać się woli biskupa... Przewidywałam to wszystko, niestety!..
Anielka słuchała spokojnie ze splecionemi na kolanach rękami. Widziała przed sobą całą scenę: Felicjana na kolanach, z czułością o niej mówiącego. Nie odpowiadała nic, rozmyślała w ciszy. Woda w garnku przestała się gotować i nic nie przerywało ciszy. Pogodny uśmiech ukazał się na jej ustach.
— Jego Eminencja pozwoli, gdy mnie pozna.
Tej nocy Anielka nie mogła zasnąć. Myśl, że biskup pozwoli, gdy ją pozna, nie dawała jej spokoju. Nie było w tem żadnej próżności. Czuła tylko, że miłość jest wszechmocna, że biskup, widząc, jak bardzo się kochają, nie zechce ich unieszczęśliwiać. Obraz biskupa stał przed jej zamkniętemi oczami. Cicha ciepła noc usypiała ją powoli. Nasłuchiwała przyjaznych głosów: drzew, strumyka, katedry. Zasnęła z myślą: — Jutro pomówię z biskupem.
Gdy się obudziła, krok ten wydał jej się prosty i naturalny. Prowadziła ją czysta, niewinna miłość, pełna odwagi i zaufania.
Wiedziała, że w sobotę przed wieczorem biskup modlił się zwykle w kaplicy Hautecocur. Nikt mu nie przeszkadzał, duchowieństwo szanowało jego samotność. Była właśnie sobota i Anielka zdecydowała się natychmiast. Tam w kaplicy zaczeka na biskupa. Haftowała ze swą zwykłą pogodą i uwagą, spokojna i pewna, że dobrze czyni. O czwar-