Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

krystję. Była zupełnie sama; kobieta zniknęła. Czekała już przeszło pół godziny, nie zdając sobie sprawy, ile czasu upłynęło.
Nowe imię przykuło jej wzrok: Felicjan III ten, który poszedł boso do Palestyny, spełniając ślub. Serce jej zabiło, stanął przed jej oczami Felicjan VII, potomek tych wielkich panów, ubóstwiany przez nią i uwielbiający ją nad życie. Przejął ją strach i duma. Czy możliwe, by cud się spełnił? Przed nią była płyta marmurowa z nowszych czasów zeszłego wieku, gdzie wielkiemi czarnemi literami wyryto: Norbert, Ludwik, Ogier, margrabia d’Hautecocur; książę de Mirande et de Rouvres, hrabia de Ferrieres, de Montègu, de Saint Marc, de Villemareuil, baron de Combeville, pan na Moramvilliers, kawaler czterech orderów, porucznik wojsk królewskich, wielkorządca Normandji i wielki łowczy dworu. Były to tytuły dziadka Felicjana, a ona w swej skromnej sukience robotnicy, z paluszkami, pokłutemi igłą, chciała poślubić wnuka zmarłego wielkiego pana.
Lekki odgłos kroków zwiastował nadejście Jego Eminencji. Wszedł do kaplicy wysoki, o szlachetnej postawie, wydatnym nosie i młodych pięknych oczach. Zpoczątku nie dojrzał jej. Ale, schylając się do ołtarza, zobaczył ją u swych stóp.
Anielka, osłabła ze strachu i, pełna czci, osunęła się na kolana. Wydawał jej się silnym jak Bóg i był panem jej losu. Przezwyciężyła się natychmiast i zaczęła mówić:
— Eminencjo, przyszłam tutaj... Biskup wyprostował się. Pamiętał ją... młoda dziewczyna, widziana w oknie, później na krześle w czasie procesji, mała hafciareczka, za którą syn jego szalał. Nie powiedział słowa. Czekał surowy i poważny.
— Przyszłam, by Jego Eminencja mogła mnie