Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

Machinalnie, by ukryć zmieszanie, odpowiedziała starej:
— A, żeni się z panną Klarą; piękna i podobno dobra.
Pójdzie do niego, gdy Matka Gabet odejdzie. Dość czekała, złamie słowo. Jakiem prawem odsuwano ich od siebie? Wszystko sprzyjało ich miłości: katedra, strumyk, stare dęby. Tutaj powstało ich kochanie, stąd zabierze go ze sobą daleko, tak daleko, by ich ludzie nigdy nie odnaleźli.
— Już skończyłam — powiedziała stara, rozwieszając ostatnie sztuki bielizny. Za dwie godziny wszystko będzie suche... Dowidzenia panience.
Stojąc pośrodku rozłożonej i rozwieszonej bielizny, Anielka myślała teraz o tym dniu pamiętnym, gdy wśród rozrzuconych przez wiatr serwetek i prześcieradeł, serca ich kochające a niewinne oddały się sobie. Czemuż przestał przychodzić? Czemu niema go tutaj? Ale za chwilę będzie tylko do niej należał. Bez słowa wyrzutu stanie przed nim, a on na jej widok odzyska odwagę i siłę woli. Wywalczy ich szczęście.
Minęła godzina, a Anielka nie mogła zdobyć się na otwarcie furtki. W głębi jej duszy odzywał się jakiś głos, który nie pozwalał na ten czyn. Walka przerażała ją. Pobiec ku ukochanemu wydawało jej się prostem, a jednak nie mogła się zdecydować! Postanowiła namyślić się jeszcze przez noc. Odchodząc, rzuciła na pole ostatnie spojrzenie. Zmrok zapadał i zdawało się, że Clos-Marie, ciemne i ponure, odmawia jej swej pomocy!
Minęło jednak wiele nocy, a Anielka nie powzięła żadnego postanowienia.
Wierzyła, że jest kochana. Myśl ta dodawała jej otuchy. Serduszko jej pełne było teraz bezbrzeżnego miłosierdzia, nędza i cierpienia wywoły-