Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

nędzy. Zaniosła się gorzkim płaczem, gdy przeczytała sprawozdanie z rozcięcia naszyjnika, który nosiła do sześciu lat. Były to kościane korale, spięte srebrną płytką z datą wejścia do zakładu i numerem. Odczuwała, że to jest obroża niewolnicza i nienawidziła jej instynktownie. To też trudno sobie wyobrazić jej radość, gdy w obecności mera nadzorca rozciął naszyjnik i zastąpił go opisem jej powierzchowności. A jednak czuła jeszcze ciągle na szyi tę nienawistną obrożę, wrosłą jej w ciało! Uciekła na górę do swego pokoju, łkając i rozpaczając. Jeszcze dwa razy książeczka ocaliła ją od buntu. Później znikła i ta siła.
Walczyła ze sobą. Czytała Legendę, by się uspokoić. Ale teraz nic już nie rozumiała. Cuda zadziwiały ją, widma i cienie wydawały się dalekie i bezsilne. Często w ciemnościach budziła się nagłe ze drżeniem, składała ręce i szeptała: „Boże, czemuś mnie opuścił?“ Bała się, że ulegnie pokusie i pobiegnie do Felicjana. Wszystko ją opuściło, nie słychać było żadnych odgłosów z zaświata, żadnych szeptów, ani dźwięków. Wszystko zamarło: Clos-Marie, strumyk, brzozy i trawy, wielkie dęby z parku biskupiego i nawet stara katedra. Nic nie pozostało z dawnych marzeń. Anielka, bezsilna jak pierwotne chrześcijanki, przytłoczona była grzechem dziedzicznym, gdy zabrakło jej pomocy nadludzkiej. Zło powstało i triumfowało. Bez otuchy i pomocy popchnie ją do zguby! — Boże, czemuś mnie opuścił? — szeptała, klęcząc na wielkiem swem łóżku.
Dotychczas zwykle w chwili zwątpienia spływała na nią łaska niebieska. Nadchodziło złudzenie. Bosemi nogami biegła do okna i wpatrywała się chciwie w ciemność. Znowu słyszała głosy i czuła wokoło siebie obecność nieziemskich istot, które otaczały ją swą opieką. Odpoczywała, uspokajała