się i umacniała w swem postanowieniu dotrzymania danego słowa, choćby miała umrzeć z rozpaczy. Później, złamana, kładła się spać ze straszną myślą, że jutro może zabraknąć sił do dalszej walki.
Rzeczywiście, od czasu, jak nie czuła się kochaną, ogarnęła ją niezmierna słabość. Nikła z dnia na dzień. Zaczęła się ta dziwna choroba od duszności i zawrotów głowy. Często musiała opuszczać igłę i odpoczywać chwilę. Później przestała jeść; wypijała trochę mleka, a chleb swój chowała i oddawała kurom sąsiadów, by rodzice nie niepokoili się brakiem apetytu. Zawezwany lekarz nie umiał określić choroby; kazał używać więcej ruchu. Była teraz tak słaba, że musiała się opierać na obu rękach, schodząc ze schodów. Ale udawała silną, gdy na nią patrzono i chciała koniecznie skończyć swój haft. Małe jej rączki poruszały się z trudnością i już nie miała nawet sił do wyciągania igły.
Pewnego dnia Hubertowie wyszli i zostawili Anielkę samą nad krosnami. Hubert wrócił pierwszy i zastał dzieweczkę, leżącą na ziemi, omdlałą. Podniósł ją i próbował przywrócić do przytomności.
— Kochanie moje!... Odpowiedz mi, najdroższa...
Otworzyła oczy i ze smutkiem patrzała na niego. Tak jej było dobrze, poco ją budził z omdlenia...
— Co tobie, dziecko? Więc kochasz go jeszcze?
Nie odpowiadała. W jej wzroku malował się głęboki smutek. Wziął ją na ręce, zaniósł do jej pokoju i położył na łóżku. Leżała teraz cicha, blada, przezroczysta; ból przeszywał jego serce.
— Czemuś mi nic nie powiedziała? Jabym ci go przyprowadził!
Nic nie mówiła. Powieki miała spuszczone, zdawało się, że zasypia. Patrzał przez chwilę na jej wynędzniałą twarzyczkę i serce ściskało mu się
Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.