Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

— „Asperges me, Domine, hysopo et mundabor; lavabis me, et super nivem dealbabor“.
Krople padały, łóżko było pokryte rosą. Biskup odwrócił się i pokropił obecnych, Hubertowie pochylili głowy, a biskup błogosławił dalej pokój, meble, ściany, i nagle, przed drzwiami zobaczył klęczącego swego syna z głową, ukrytą w dłoniach. Podniósł trzy razy kropidło. Święcona woda oczyszczała powietrze od złych duchów. W tej chwili jasny promień słońca zimowego upadł na łóżko i ozłocił swym ciepłym oddechem zimne rączki konającej.
Biskup stanął przed stołem i rozpoczął modlitwę.
— Exaudi nos...
Nie spieszył się. Śmierć była pomiędzy nimi, ale czuł, że ma czas, że zdąży. I choć widział, że dziecko jest bez przytomności i nie może słyszeć, pytał ją:
— Czy nic nie cięży ci na sumieniu? Wyspowiadaj się z twoich grzechów, moja córko.
Milczała. Po chwili daremnego oczekiwania, rozpoczął naukę:
— Ukórz się, proś Boga o przebaczenie. Sakrament oczyści cię i sił ci doda.
Z oczami, utkwionemi w Anielkę, przemówił, kończąc słowami:
— Credo in unum Deum...
— Amen, odpowiedział ksiądz Cornille.
Ze schodów dochodziły łkania Felicjana. Hubertowie modlili się żarliwie. Nastała chwila ciszy.
Nastąpiły teraz litanje, wezwania do świętych. Kyrie eleison, nawołujący niebo na pomoc cierpiącej ludzkości.
Głosy znowu zamilkły i nastała głęboka cisza. Biskup przystępował do świętej ceremonji nama-