Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/154

Ta strona została uwierzytelniona.

Biskup nakreślił znak krzyża na uchylonych ustach:
— Per istam sanctam unctionem, et suam piissimam misericordiam, indulgeat tibi Dominus quidquid per gustum deliquisti.
Usta jej stały się czystym kielichem niewinności. Łakomstwo nigdy nie było jej wadą, a jeśli żyła w grzesznem marzeniu, to przyczyną tego była jej niewinność, uwielbienie dla świata niewidzialnych istot i mistyczne porywy czystej, dziewiczej duszyczki, rozmiłowanej w świętych legendach.
Ksiądz otarł jej usteczka watą i włożył ją do papierowej torebki.
Wreszcie biskup dotknął obu dłoni dzieweczki i przeżegnał je znakiem krzyża świętego:
— Per istam sanctam unctionem et suam piissimam misericordiam, indulgeat tibi Dominus quidquid per tactum deliquisti.
Teraz całe ciało obmyte już było ze wszystkich zmaz i plam. Od kiedy Anielka leżała umierająca, jej gwałtowność i duma pokonane zostały najzupełniej. I w niewinności swej białej, czystej duszyczki nie rozumiała nawet, że jej miłość mogła być grzechem, że dreszcz pożądania przenikał jej ciało.
Ksiądz otarł jej ręce, kawałek waty, owinięty w papier, spalił w piecu razem z pozostałemi.
Ceremonja była skończona. Biskup mył ręce przed ostatnią modlitwą. Pozostawało jeszcze ostatnie wezwanie umierającej, zanim odzyska zupełną niewinność. Leżała sztywna, z zamkniętemi oczami. Życie zamierało. Cud nie spełnił się. Hubert i Hubertyna nie modlili się już, zapatrzeni w Anielkę, jakby oczekując zmartwychwstania. Felicjan przywlókł się na próg pokoju i bez łkań, suchemi oczami wpatrywał się w umierającą.