Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.

chwytem wpatrywali się w łóżko, skąd biła jasność. Zdawało się, że tam skupiła się biel ścian i sufitu, rozświetlona promieniami słońca. Anielka, jak biała lilja, promieniała powracającem życiem. Jasny nimb włosów złotą aureolą okalał jej twarzyczkę, a fiołkowe oczy błyszczały nadziemskim blaskiem.
Felicjan, wzruszony łaską niebios, ukląkł obok Anielki.
— Ukochana, poznajesz mnie, żyjesz!.. Twoim jestem, ojciec pozwala, gdyż Bóg tak chciał.
Pochyliła głowę z wesołym uśmiechem.
— Wiedziałam o tem, oczekiwałam. Wszystko się spełniło...
Biskup podał jej znowu krucyfiks do ucałowania. Pobłogosławił wszystkich. Hubertowie i ksiądz Cornille płakali.
Felicjan wziął Anielkę za rękę. Gromnica w drugiej rączce dzieweczki paliła się jasnym płomieniem.